piątek, 16 stycznia 2015

Transseksualizm w Polsce


Odnosząc się do okresu sprzed dziesięcioleci, okazuje się że w Polsce potrafiono uwzględnić potrzeby osób, które zaczęto opisywać jako transseksualne. Tym sposobem wyróżniało to nasz kraj pozytywnie na tle innych, w tym zachodnich. Choć ustawodawca nie zajął się tym tematem – i jest tak do dzisiaj, sądy wzięły na siebie potrzebę rozstrzygnięcia problemów społecznych i prawnych osób, jakie lekarze zdecydowali leczyć w kierunku korygowania ich płci. Dzisiaj niestety brak ustawy odnoszącej się do kwestii ustalenia płci i korygowania jej i tym sposobem Polska pozostała w tyle za innymi państwami, jakie postanowiły przestać lekceważyć potrzeby osób transseksualnych.



Prawdopodobnie pierwszy raz uwzględniono konieczność zmiany oznaczenia płci u osoby transseksualnej przez Sąd w Warszawie w 1964 roku. I odnosiło się to do transkobiety. Nastąpiło to po apelacji tej osoby już po operacji na genitaliach do wyroku z roku 1963, gdzie nawet uznano ją za bezpłciową, choć jednocześnie transwestytę. W roku 1995 doszło do ostatecznego uregulowania sposobu postępowań w temacie ustalenia płci osób transseksualnych przez Sąd Najwyższy. Aktualnie zmiana oznaczenia płci następuje po uprawomocnieniu się wyroku wydanego przez Sąd Okręgowy, wydawanego wskutek powództwa osoby transseksualnej w procesie przeciwko rodzicom (lub w zastępstwie opiekunom prawnym lub kuratorce/owi). W akcie urodzenia ustaloną nową płeć wpisuje się w postaci wzmianki dodatkowej. W odpisie skróconego aktu urodzenia taka wzmianka nie widnieje.



Tak jak w innych krajach, liczbę osób transseksualnych w Polsce szacuje się w oparciu o niepełne dane, które pochodzą z różnych źródeł. Tymi źródłami mogą być: Kartoteki pacjentki/pacjenta prowadzone przez tzw. lekarzy prowadzących mających prywatne praktyki, lub w oparciu o dane z placówek medycznych w których pracują. Przy okazji warto wskazać że samych lekarzy którzy zajmują się transseksualizmem i mają jakieś względne pojęcie o nim jest niewielu. Kolejnym źródłem są szpitale i kliniki w których dokonano różnych operacji powiązanych z korektą płci. Bierze się też pod uwagę statystyki jakie próbowały przeprowadzić osoby piszące książki, czy np. prace magisterskie w oparciu o przeprowadzane przez nie ankiety, które są akurat najmniej wiarygodne.

Tym sposobem można przyjąć że w Polsce występuje ok. 3000 do 5000 osób transseksualnych czy takich które za takie się uznają. Z czego ok. 30% to transkobiety i ok. 70% to transmężczyźni (choć te proporcje na korzyść transmężczyzn, powoli się zacierają). Istotne będzie uwzględnić w tej statystyce jedną istotną kwestię: deklarowanie się jako osoba transseksualna nie przekłada się na to, że dana osoba nią jest. Gdyby zweryfikować dane odnoszące się do osób deklarujących się, za czym stoją różne przesłanki, jak nieszczerość, próba ugrania czegoś, czy chęć uniknięcia posądzenia o transwestytyzm, okazać się może że rzeczowo podchodzących do siebie osób transseksualnych nie jest więcej jak ok. 2000.

Ukazały się 2 opracowania które starały się zweryfikować w oparciu o statystyki postępowań sądowych liczbę osób transseksualnych w odniesieniu do pewnego okresu. Chodziło o te osoby które podjęły się korekty płci a nie pozostały na etapie deklarowania się.



Elżbieta Holewińska-Łapińska dokonała analizy orzecznictwa za lata 1991-2008 odnosząc się do spraw prowadzonych o uznanie płci (co w Polsce dokonuje się w oparciu o art. 189 k.p.c). Ze wskazaniem na uzasadnienie wyroku Sądu Najwyższego z 1991roku. Z poprawkami z roku 1995. W oparciu o potrzeby Biura Studiów i Analiz Sądu Najwyższego. W wyniku tej analizy, okazało się że w tym okresie odbyło się 245 spraw o ustalenie płci osoby transseksualnej. Przy czym jedna z tych osób ostatecznie powróciła do swojej poprzedniej płci, wnosząc po 4 latach o ustalenie że jednak jest mężczyzną. Jest to przyczynek do wskazania czym kończy się dla osoby transwestytycznej przekonanie o byciu w obcym ciele. Osoba ta dokonała m.in. zabiegu wszczepienia implantów piersi. Po czasie, gdy uznała że tą „kobietą” już być nie chce, usunęła implanty i przed sądem prezentowała się jak typowy przedstawiciel męskiej rodzaju. Deklarując że będąc w związku z kobietą, prowadzi także aktywne życie seksualne jak mężczyzna. Można by zakładać – że prawnie zmienione oznaczenie płci okazało się być przeszkodą w wymiarze społecznym i z tego powodu zależało tej osobie na uzyskaniu na powrót dokumentów na mężczyznę, niejako wskazując że „przebieranie się za kobietę” nawet jeśli doszło do wykształcenia piersi ma się nijak do rzeczywistego odczuwania płci psychicznej i tożsamości kobiecej.



W 181 przypadkach o ustalenie płci ubiegały się osoby typu k/m, a w 64 przypadkach m/k. Przed rokiem 1991, osoby które mogły dążyć do ustalenia płci, czyniły to w trybie postępowania nieprocesowego – tym sposobem trudno o szacunki ile osób przed rokiem 1991, będąc transseksualne korygowały płeć prawnie.

Drugie opracowanie skupiające się na próbie analizy akt sądowych nie było już tak szczegółowe, ze względu na to że autorzy nie mieli takich możliwości jak E. Holewińska-Łapińska, będąca pracownicą Biura Analiz. Ale z ich badań wynika że w latach 2009 do marca 2013 toczyło się lub było zakończonych 164 sprawy o ustalenie płci.

Dane za lata 1991-2008 wskazują na to że: 74% osób korygowało płeć na męską, a 26% osób na żeńską. W latach 2009-2012 64% osób na męską i 36% na żeńską.

Co daje nam łącznie za okres 1991-2012 (dane umożliwiające weryfikacje stanu faktycznego dla osób które podjęły się korekty płci przynajmniej w wymiarze prawnej) 409 osób.

Jak widać jest to bardzo mała liczba.

Doliczając te osoby które tutaj nie ujęto, ale korygowały płeć prawnie, powiększą nam sumę o niewielki procent. Przy czym od roku 1964 do końca lat 70-tych tylko u 5 osób dokonano prawnej zmiany oznaczenia płci (informacja S. Dulko).



Za pionierów jeśli chodzi o podejście do transseksualizmu w warunkach polskich, organizację pomocy tym osobom – w dość szerokim rozumieniu, gdyż interweniowano nawet pisząc glosy odnoszące się do orzeczeń sądowych, uznawani są K. Imieliński i S. Dulko związani z Zakładem Seksuologii i Patologii Więzi Międzyludzkich w Warszawie, gdzie działalność na rzecz osób transseksualnych rozpoczęła się na początku lat 80-tych.



Odnośnie operacji związanych z wytworzeniem określonych narządów płciowych transkobiet, z wypowiedzi chirurga z roku 2011 który przeprowadzał je w Gdańsku wynikało iż było ich do tego okresu w tym miejscu 106. Nie więcej jak 10 osób operowało się w Tajlandii, a do tego można doliczyć nieznaną ale pewnie zbliżoną liczbę osób które miały operację w innych krajach. Przed zlokalizowaniem operacji na transkobietach w Gdańsku (pierwsza w roku 1991) wykonywano je w Łodzi (ale było ich podobno tylko 4), która zaczęła się specjalizować ostatecznie tylko na operacjach transmężczyzn. Za pierwszą operację na transkobiecie (osoba ta była prawdopodobnie artystą, wyemigrowała do Australii i tam zmarła) uznaje się tą, która została wykonana w roku 1963 (19.01. przez dr. Aleksandra Wigurę, który w zasadzie dużo ryzykował, biorąc pod uwagę to, że w tym czasie nie uznawano procesu korekty płci i pozbawiania kogoś zdolności płodzenia – co jest karane) w Warszawie. A przez kolejnych kilkanaście lat nie było drugiego takiego przypadku. Druga znana operacja dotyczyła osoby która była malarzem, jej historia także świetnie nadaje się na film, biorąc pod uwagę sposób w jaki doprowadziła do tego że tą operację przeszła. Kolejnym chirurgiem który podjął się operacji na transkobietach w Warszawie był prof. Tadeusz Krzeski. I tym sposobem do 1983 roku, gdy te operacje zaczęto wykonywać w Łodzi, przeprowadzono ich kilkanaście, wyłącznie na transkobietach. Pierwsza operacja na transmężczyznie wykonana została w roku 1983 w Łodzi przez prof. Julie Kruk-Jeromin. A do końca lat 80-tych wykonano ich ok. 150. Przy czym według prasowych informacji do roku 2011 wykonano ich ok. 340 (dotyczy to nie licząc wyjątków transmężczyzn).



Pierwszą transkobietą chirurga w Gdańsku, była autorka wydanej w 1992 r. książki „Byłam mężczyzną” podpisana jako Ada Strzelec (gdzie zresztą są zamieszczone zdjęcia na których ją przedstawiono, a sam chirurg poprzez swoją wypowiedź sugeruje że przed podjęciem w klinice w Gdańsku operacji na transkobietach, wykonano ich już w Polsce 83…). Z informacji tam zawartych wynikało że nie była w pełni udana i szykowała się do poprawek. Same poprawki jeśli chodzi o operacje bywają niestety dość częste.

 Ada Strzelec "Byłam mężczyzną"



W społeczności osób transseksualnych uwidacznia się pewna specyficzna kwestia, widoczna także w środowisku kobiet biologicznych lesbijek i biseksualistek. Biologiczna kobieta (ostatecznie uznana za mężczyznę) o poczuciu płci męskiej – ok. 2 do 3 razy częściej niż transkobieta była w związku, a za partnerkę miała właśnie kobietę. W zasadzie związek taki był traktowany jako heteroseksualny. Faktem jest jednak, że te partnerki miały pełną świadomość że mają na co dzień do czynienia z osobami posiadającymi takie samo ciało biologiczne jak one. Tym sposobem ciekawe staje się nastawienie kobiet biologicznych do partnera transseksualnego dysponującego takim samym ciałem, z przeszłością płci społecznej jaką sama reprezentuje, lub nawet aktualnie nadal z taką występując z różnych względów. Stąd wykluwa się pytanie – czy partnerka traktowała swój związek z osobą ostatecznie uznającą się za mężczyznę i dążącą do korekty płci prawnej, następnie hormonalnej i chirurgicznej za związek heteroseksualny, czy też bywało że jednak homoseksualny, czy w końcu biseksualny? I jak kształtowały się losy tych związków w momencie, gdy zaczęła być widoczna zmiana u osoby utożsamiającej się jako mężczyzna? Tak czy owak, zdaje się że całkiem spory procent tych relacji ma/miał istotne powiązania z relacjami homoseksualnymi na pewnym etapie związku. A ostatecznie transmężczyzna dopiero po czasie w sposób zdecydowany mógł się zdeklarować jako mężczyzna.

Takie przypadki mogły mieć miejsce pośród niektórych pań zaglądających na portal Kobiety Kobietom.



Jeśli chodzi o historię transseksualizmu w Polsce:

Nieuzasadnione jest odnoszenie się do transseksualizmu z bezrefleksyjnym powoływaniem na Fundację Trans-Fuzja, w obliczu dość niepoważnego podejścia do szeroko rozumianej transpłciowości – promowanej tam, na której tle transseksualizm traktuje się z przymrużeniem oka na rzecz uznania „kobiecości” transwestytów (!). Szczególnie w sytuacji gdy to portal transseksualizm.pl jest w Polsce od 2001 roku „przewodnikiem” dla osób transseksualnych i to ten portal prowadził i prowadzi większość osób ts, próbując na różne sposoby wspierać za pomocą zebranych informacji w walce z biurokracją, sądami, lekarzami, w końcu rodzicami. Przy czym na stronie transseksualizm.pl mamy do czynienia z rzeczowym, czytelnym podejściem do transseksualizmu, gdy w przypadku wspomnianego portalu fundacji mamy tam swego rodzaju zaciemnianie tego zjawiska i propagowanie przekonania że osoba która „nie jest w obcym ciele” ale tylko społecznie utożsamia się z drugą płcią z najróżniejszego powodu, powinna mieć prawo za kobietę się uznawać. Co się tam propaguje, z zamiarem przekonania ustawodawcy o potrzebie umożliwienia zmiany oznaczenia prawnej płci nawet u osób które kreują „płeć” na sposób transwestytów. Czyli byłaby to wyłącznie płeć społeczna, gdyż osoby te nie widzą powodu dla której mieliby czuć się źle w swym ciele i je korygować.



Fundacja Tran-Fuzja zawłaszczyła przekaz odnoszący się do tego czym jest, lub nie jest transseksualizm, w wyniku aktywności jej członków i sympatyków na polu medialnym. A środowisko LGB któremu w zasadzie obce są problemy osób transseksualnych bezrefleksyjnie przyjmuje punkt widzenia aktywistów tej Fundacji. Co jest widoczne choćby w powoływaniu się na nią gdy zachodzi potrzeba wypowiedzieć się na temat związany z transseksualizmem.

Paradoksem jest to, że Fundację Trans-Fuzja powołały osoby które uznawały się i w dużej części nadal uznają za transwestytyczne. Wśród tych osób są także żony, czy partnerki mężczyzn których charakteryzuje się jako transwestyci. Doszła do tego grupa osób znajomych, pośród których byli znani aktywiści LGB – co przekłada się dzisiaj na sposobie promocji owej Fundacji.



Co istotne portal jest prowadzony, administrowany i moderowany przez osoby deklarujące się jako transseksualne, ale nie czyniące przez wiele lat nic w kierunku tego aby tą płeć korygować. Propaguje się tam psychoterapie, spotkania towarzyskie transwestytów w ośrodku agroturystycznym, „Wybory Miss Trans” które zdominowali transwestyci, jacy to za swoją pracę nad swoim wyglądem są wynagradzani i pokonują w walce o tytuł te, które powinny zwyciężyć, skoro w wyborach istotna jest uroda... Ostatnio zaistniał program o tytule „W obcym ciele” będący wspierany przez Fundację, w którym to dowiedzieć się można było że nie ma niczego zdrożnego w tym, że lokuje się w nim transwestytów i crossdresserów (osoby występujące jako Draq Queen). Miażdżące opinie na forum wychodzące od osób transseksualnych są wyśmiewane.

Po jakiekolwiek sensowne informacje o transseksualizmie odsyła się stamtąd na portal transseksualizm.pl. Ale co istotne nie każda z osób administrujących tam, skieruje na ten drugi portal – bo ideologicznie kłóciłoby się to z tym, co sama uznaje i co w praktycznie czyni na polu rozumienia tego czym jest transseksualizm.



Portal transseksualizm.pl który miał na celu skupić takie osoby i rzeczowo odnosić się do tematu transseksualizmu, potrzeb tych osób, w wyniku obranej strategii, został odsunięty niejako w cień. Można by się pokusić o wskazanie że w strategii obranej przez założycieli portalu transseksualizm.pl nie brano pod uwagę tego, że w przyszłości grupa aktywistów i aktywistek powiązana z transwestytyzmem zacznie sobie rościć prawa do tworzenia poglądu na temat tego czym jest płeć, czym jest psychiczne poczucie płci, tożsamość, obce ciało. Trudno stawiać tutaj zarzut, jedynie pewna forma zaniechania, aktywnego przeciwdziałania określonej wizji kreowanej przez aktywistów Fundacji Trans-Fuzja, nazywania rzeczy po imieniu jeśli chodzi działalność, może być uznana za coś co się po latach zemściło. Gdyż w obliczu szkodliwej działalności danej grupy aktywistów, ale także lekceważącego podejścia innych osób z LGB bezrefleksyjnie powielającej poglądy Fundacji na pewne kwestie, wymagane by było zaktywizować się i rzeczowo ująć w części ogólnodostępnej, a nie na forum, pewne sprawy. Przy okazji brak większej swobody dla wypowiedzi na forum portalu transseksualizm.pl, powoduje że część osób, szczególnie młodych, próbuję odnaleźć się na forum Trans-Fuzji. Co paradoksalnie kończy się tym, że wyłącznie dzięki nim, można tam czasem odnaleźć sensowne podejście do transseksualizmu. Tyle tylko że osoby te – zmagają się z określoną ignorancją ze strony administracji i tych osób, jakie rezydują tam w postaci deklarujących się (także jako transwestyci) ale niczego nie czyniących w kierunku korekty, choć święcie przekonanych że wiedzą lepiej, często przekazując fałszywe informacje i powielając mity.



Tym sposobem krótka analiza sytuacji z portalami skierowanymi do osób transseksualnych (rzeczywiście, lub częściowo) wskazuje na potrzebę uwzględniania pewnego punktu widzenia przy próbie wyjścia z wypowiedzią o transseksualizmie w tym kraju. Warto to rozumieć na przykładzie określonego podejścia do osób homoseksualnych, bo osoby te także muszą się zmagać z pewnymi obiegowymi opiniami na swój temat – jakie to wygłaszane często przez stronę nie mającą większego pojęcia w temacie, mimo że część z tych osób sama wywodzi się z LGBT. Jeśli więc określiłam się na napisanie artykułu odnoszącego się do transseksualizmu w Polsce kładąc akcent na pewne sprawy, w tym zawłaszczenie przestrzeni medialnej przez aktywistów Fundacji T-F, proszę zrozumieć próbę zasygnalizowania problemów z przekazem rzeczowych informacji, gdzie osoby TS wyklucza się z dyskursu na rzecz jakichś ogólnych pojęć transpłciowych…



Przedstawię tutaj teraz kilka wybranych zagadnień, będącymi ciekawostkami, choć część z nich ma istotne znaczenie i rzutuje na postrzeganie transseksualizmu.



- Całkowite zlekceważenie przez państwo potrzeb osób transseksualnych od strony uwzględniania refundacji leczenia powoduje, że występują sytuacje w których dochodzi nawet do pozbywania się mieszkań czy domów, w celu uzyskania środków na leczenie. Zdarzają się sytuacje, gdzie osoba znajoma zdolna jest wyjść z takim wsparciem.



- Paradoksem transformacji ustrojowej jest to, że z dwóch osób transseksualnych o zbliżonym wieku które próbują powiązać swoje życie z polityką – to ta z przeszłością komunistyczną stała się znana (Anna Grodzka), a osoba z przeszłością solidarnościową, która była w opozycji w czasach PRL (Ewa Hałuszko), jest prawie całkowicie w cieniu.



- Kilka lat temu zaistniała istotna z punktu widzenia osób transseksualnych, i poziomu odbioru tych osób przez społeczeństwo sprawa, związana z próbującą zrobić karierę muzyczną piosenkarką o pseudonimie artystycznym Isis Gee. Pomijając różne opinie medialne, piosenkarka postanowiła zareagować na artykuł autorstwa R. Leszczyńskiego który został zamieszczony w czasopiśmie „Wprost”. W numerze z roku 2008 znalazła się informacja jakoby Tamara Gołębiowska (tak w istocie nazywa się I. Gee) była transseksualistką, lub też że przeszła operację zmiany płci. Wniosła sprawę do Sądu z pozwem przeciw autorowi artykułu i redakcji czasopisma w którym ten artykuł się ukazał. W opinii biegłej znalazła się m.in. taka informacja: „dla niektórych użytkowników języka rzeczownik „transseksualista” ma charakter stygmatyzujący, a co za tym idzie – osoba, do której został on odniesiony, postrzegana jest jako zaburzona, „zboczona”, budząca negatywne emocje oraz negatywnie oceniana”. Jednym z dowodów potwierdzającym że Tamara G. jest biologiczną kobietą był wynik badania USG narządu rodnego, oraz zeznania powódki. „Inkryminowana publikacja wywołała pejoratywne skutki w stosunku do powódki. Wyrządziła jej szkodę, a wręcz uczyniła z jej życia prywatną i publiczną katastrofę. Dla powódki jako kobiety było to najbardziej destrukcyjne doświadczenie, jakie miała w życiu (…). Kiedy powódka dowiedziała się o tej publikacji załamała się psychicznie. Była prześladowana na festiwalu E. przez uczestników za kulisami. Porównywano ją do D., która jest transwestytą (…)” (cytaty zaczerpnięte z Anna Śledzińska-Simon „Prawa osób transseksualnych. Rozwiązania modelowe a sytuacja w Polsce” 2010). Później występował ciąg dalszy opisu problemów emocjonalnych, stosunku różnych ludzi do niej i jak to rzutowało na jej życie i karierę. Przykład z posądzeniem kogoś kto nie jest osobą transseksualną o bycie taką (mylone często z transwestytyzmem), i sam wyrok Sądu – mają określone konsekwencje. To że w społeczeństwie transseksualizm ma taką nie inna opinię to rzecz akurat znana i nie ma powodu by się o tym szerzej rozpisywać. Istotne jest jednak to, że z wyroku Sądu, nawet jeśli uwzględni się rzeczywiste straty moralne i finansowe Tamary W. daje się wyciągnąć jedną podstawową rzecz: a mianowicie oficjalnie uznano wyrokiem Sądu, że osoby transseksualne nie mają takich samych praw jak te które transseksualne nie są. Posądzenie o transseksualizm, czy tzw. zmianę płci staje się przesłanką na którą można się powołać w celu ochrony własnych dóbr osobistych. Taki wyrok godzi w osoby transseksualne, uznając ich przypadłość za taką, którą to osoby cisnormatywne mają prawo traktować jak „zarazę” jaką to trzeba zwalczyć, traktować jako niebezpieczeństwo. Jest to klasyczny przykład transfobicznego podejścia ze strony cisnormatywnego społeczeństwa przekonanego o tym że transseksualizm jest zboczeniem i nienormalnością, że w rzeczywistości stanęło (przy pomocy Sądu) w obronie osoby pokrzywdzonej. Nie biorąc pod uwagę rzeczywistej wymowy tego, do czego doszło za pomocą wyroku Sądu.

Tamara Gołębiowska która uznała że posądzenie o transseksualizm jest dla niej obraźliwe 



Na świecie występowały już przypadki, gdzie posądzenie kogoś o transseksualizm miało swoje konsekwencje – takim znanym przypadkiem sprzed ponad 14 lat była sprawa biologicznej kobiety Elodie Gossuin która w roku 2001 wygrała wybory Miss France, i szykowała się do wyborów Miss Universe. I w tym przypadku zaczęto publikować plotki o tym że jest transwestytą, lub pooperacyjną transseksualistką. Zdaje się że w 2007 roku… urodziła dwójkę dzieci. 

Elodie Gossuin


Kończąc temat z Tamarą G. – Sąd uznał jej pozew, zasądzając na jej rzecz 100 000zł którą to kwotę mieli zapłacić R. Leszczyński i redakcja „Wprost”. Obciążono ich jeszcze sumą 9800zł która dotyczyła kosztów sądowych, wymagając na oskarżonych publikacji oficjalnych przeprosin.



- Zdarzyło się też, że do Trybunału w Strasburgu wpłynęła sprawa skierowana ze strony transkobiety skarżącej się na przedłużającą się procedurę uznania ją za transseksualną. Chodziło konkretnie o działalność lekarza biegłego i opinię którą winien skonstruować. Było to zdaje się w roku 2008, jednakże pozew został wycofany gdy przedstawiciel rządu polskiego porozumiał się z tą osobą, na rzecz której wpłynęło „zadośćuczynienie” w postaci 15000zł. Wskazuje się, że gdyby nie doszło do ugody, sprawa ta mogłaby mieć jakiś istotny wpływ na sytuację osób transseksualnych w Polsce, gdyż możliwe iż Trybunał zalecałby podjęcie w kraju stworzenia sensownej ustawy odnośnie procedury korekty płci.



- W roku 2014 doszło do procesu Anny Grodzkiej przeciw T. Terlikowskiemu stale używającego w stosunku do osób LGBT mowy nienawiści. Proces został przez nią wygrany, chodziło o naruszenie dóbr osobistych, gdy Terlikowski stale podkreślał że A. Grodzka jest mężczyzną, w sytuacji gdy prawnie występuje jako kobieta.



- Także w części środowiska polskich feministek występuje znana w innych krajach (szczególnie mocno akcentowana w USA) niechęć do kobiet transseksualnych. Przejawia się to w bardzo wyraźnym akcentowaniu poglądu, iż te kobiety nie mają prawa uważać się za nie, i ważne jest aby istniał powszechny pogląd o tym, że transkobiety są po prostu poprzebieranymi mężczyznami. Pogląd taki prezentują głównie feministki skupione wokół tzw. feminizmu radykalnego. Wyraźną niechęć wykazuje pewna część feministek skupionych wokół „Codziennika Feministycznego”, które w momencie gdy administratorki wskazały że na portalu nie będzie miejsca na transfobię, musiały zacząć szukać dla siebie nowego miejsca.



- W znanej w środowisku lesbijek książce „Kiedy kobieta kocha kobiety” pod redakcją A. Długołęckiej i A. Engel-Bernatowicz, która ukazała się w 2008 roku, nakładem wydawnictwa firmowanego przez znaną aktywistkę Annę Zawadzką, postanowiono uwzględnić istnienie m.in. kobiet transseksualnych i odniesiono się do nich w jednym z rozdziałów, „Nasza książka byłaby niepełna, gdybyśmy nie poświęciły w niej miejsca… (…)”. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że potraktowano je tak, jakby były transwestytami...

- Warto odnieść się także do pewnego wydarzenia, które wiąże ze sobą transseksualizm i orientacje seksualną. Określony pogląd na temat transkobiet i biologicznych kobiet lesbijek mają zbyt często osoby które nie rozumieją czym jest ignorancja jaką prezentują poprzez określone postawy. Kilka lat temu głośnym stał się przypadek ślubu „dwóch kobiet, lesbijek”. Natychmiast zelektryzowało to środowisko LGBT, ale też poruszyło większość społeczeństwa które zaczęło się zastanawiać jak mogło do tego dojść… Pomijając już kwestię „wsparcia” mediów dla określonego zaprezentowania wydarzenia, które miało na celu podsycić atmosferę wokół niego, czy samych osób których dotyczyło wydarzenie – najważniejsza w tym wszystkim jest postawa owych „lesbijek”, „ dwóch kobiet”. Zaskakujące w środowisku LGBT jest to, że z taką ignorancją wychodzi, wskazując na prawo do samookreślania się na każdy sposób, mimo że często trąci to absurdem. Odnosi się właśnie do kwestii szeroko rozumianej transpłciowości. Szczególnie prowadzą w tym aktywiści/aktywistki, czyli osoby najbardziej znane z grona LGBT. Nie wiem czy to wynika z pewnych zależności, wyrobionych znajomości, więc z tego względu prezentowane są same achy i ochy na wszystko do czego dochodzi u osób z tej mniejszości?



W roku 2010 doszło do organizacji z przywołaniem na tą imprezę mediów, ślubu dwóch osób, które określały się mianem kobiety i lesbijki. Jako Ania i Greta. Problem polegał na tym – że w Polsce dwóm kobietom nikt ślubu nie udzieli, gdyż prawo nie uwzględnia takiej możliwości. Zasadne jest zadać sobie pytanie, o co chodzi w takim razie? W środowisku LGBT było to już wałkowane w okresie gdy doszło do owego wydarzenia. Ślub wzięła ze sobą para osób, które były kobietą i mężczyzną, fizycznie i prawnie. Ów mężczyzna przypisał sobie imię żeńskie, pod którym funkcjonuje. Nie jest osobą transseksualną. Wyraźnie wskazuje że świetnie czuje się w swym ciele. Co oznacza także określone nastawienie do swojego organu płciowego. Co ma znaczenie, gdyż po pewnym czasie para powiększyła się o własne potomstwo… Przekonanie aktywistów LGBT że każda z osób transpłciowych to taka, która ma prawo uznawać się za kobietę czy mężczyznę tylko przez fakt przybrania sobie określonego imienia i założenia sukienki – już dawno przestało być zabawne. Za tym nie stoi swoboda rozumienia czyichś potrzeb, ale bezrefleksyjne wspieranie wszelakich postulatów tylko dlatego że ktoś wpisuje się w jakimś wymiarze w skrótowiec LGBT. Pogląd na pewne sprawy jest szkodliwym poglądem, jaki to działa niekorzystnie na osoby transseksualne, czy biologiczne kobiety lesbijki.



Nadużywanie skrótowca „trans” doprowadza do tego – że szasta się nim na lewo i prawo w celu odniesienia do każdej z osób wpisujących się w definicję transpłciowości. Który jest ledwie parasolem pod którym zbiera się to, co tylko pozornie łączy. Ludziom nie robi różnicy czy „trans” to osoba transseksualna, czy też transwestyta. Czy też ktoś kogo określimy queer, drag queen, drag king…

Jeśli ludzie stali się nagle tacy otwarci – szczególnie aktywiści LGBT, to dlaczego dziwnym zbiegiem okoliczności płeć biologiczna, ma nadal dla nich podstawowe znaczenie w wyborze partnerki/partnera? Ich tolerancja kończy się tam, gdzie coś bezpośrednio ich dotyczy? To taki zbieg okoliczności że akurat związali się z inną biologiczną kobietą czy mężczyzną? A o innych piszą bez żadnej refleksji nad tym, jak to jest rzeczywiście w pewnych sprawach i poglądem społeczeństwa na ignorowane przez nie środowisko lesbijek czy osób transseksualnych? Czy może wystarczyłoby zaznaczyć że pani Ania nieszczególnie jest lesbijką a raczej biseksualistką której wpadł w oko pan Jan (vel Ania) który akurat charakteryzuje się określonym wyglądem, i nieszczególnie wpisuje w pewne tradycyjne wzorce kulturowe? (Doceniając przy tym jej postawę względem osoby społecznie nienormatywnej). Co od razu ignorantom nasuwa myśl że jest kobietą? A ich ewentualny seks, ślub, uzyskane w ten sposób prawne przywileje są mało lesbijskie, i nie bardzo ktoś się ociera o inną płeć, transseksualizm, który wymuszałby rozwód takiej jak oni pary heteroseksualnej, jaka nienormatywna jest tylko pod względem ubioru ale też tylko przy pewnych okazjach…



Każda kpina okołotransowa nakierowuje na jasny przekaz: czyli da się żyć w ciele które podobno osoby transseksualne tak nienawidzą? Czyli nie trzeba zmieniać oznaczenia płci w dokumentach? Czyli nie potrzeba uwzględniać ich potrzeb i domagać się refundacji leczenia? Skoro ktoś nazywając się kobietą, używając żeńskiego imienia wskazuje jak świetnie mu się żyje, też przecież twierdząc że jest kobietą i jeszcze lesbijką… A lesbijkom nie trzeba legalizacji związków… Poza tym, wcześniej czy później lesbijka może przecież przerzucić się na mężczyznę, dla kamuflażu nazywanego kobietą, bo to bycie kobietą zamyka się w ramy społecznego wizerunku, kobiecości…



Pacewicz pisał artykuł dla GW o „Ani i Grecie”, który studiował z Grodzką, Grodzka współzakładała Fundację Trans-Fuzja, w radzie programowej fundacji przypadkowo była Greta i Jan (vel Ania), na ślubie zaproszone grono Fundacji T-F… Teraz Greta ma nazwisko „partnerki”… znaczy Jana. A mityczne „trans” oznacza już wszystko. Kobietę (w znaczeniu transseksualistkę) ale i transwestytę. Ale czy to ważne? Dla tych co uważają się za „trans”, czy "transpłciowych" nie. Gorzej gdy ktoś naprawdę jest osobą transseksualną, kobietą czy mężczyzną i nie upatruje płci w przebraniu się za nią, czy przypisaniu sobie adekwatnego imienia…



Korzystano przy opracowywaniu tekstu:
Anna Śledzińska-Simon (redakcja) - Prawa osób transseksualnych. Rozwiązania modelowe a sytuacja w Polsce. 2010r.
Elżbieta Holewińska-Łapinska - Sądowa Zmiana  płci. Analiza orzecznictwa z lat 1991-2008 w Studia i analizy Sądu Najwyższego tom IV. 2010r. 
* autorka posiada informacje wskazujące na to, że tekst E. Holewińskiej-Łapińskiej jest niepełny jeśli chodzi o liczby i analizy spraw sądowych pierwszej i drugiej instancji.


(Artykuł został udostępniony do publikacji na tym blogu, pierwotnie napisany dla portalu Kobiety Kobietom, nie został jednak zaakceptowany do publikacji. Pozostawiono w nim odniesienia do lesbijek i portalu).





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz